Świadectwo Zosi Kołodziej
Przeczytanie tego tekstu zajmie Ci ok. 5 min.Zamknij oczy i wyobraź sobie, że znowu masz 5 lat. Możliwe, że widzisz teraz siebie w pełni uśmiechniętego, biegającego, skaczącego, pełnego energii. Wstajesz, jesz szybkie śniadanie, bo zaraz po przebudzeniu roznosi cię energia i chcesz się bawić. Wybiegasz wtedy na dwór i ruszasz w poszukiwaniu przygód. Cały dzień pływasz po oceanach, walcząc z innymi groźnymi piratami, bawisz się w chowanego z rówieśnikami, budujesz przeróżne budowle z klocków lego. Wracasz na obiad i z daleka pachnie pysznymi kopytkami oblanymi śmietaną i posypanymi ogromną ilością cukru. Zadowolony fruniesz dalej w świat zabawy i wyobraźni. Wracasz, bierzesz kąpiel i zadowolony wsłuchujesz się w kolejną książkę, którą rodzic czyta ci na dobranoc. Z uśmiechem lub bez zasypiasz, czując bezpieczeństwo i wiedząc, że jutro twój piracki statek będzie jeszcze większy niż dziś. Wiadomo, nie zawsze jest tak kolorowo. Czasami masz dość bycia dzieckiem, przeżywasz trudne emocje, z którymi nie zawsze łatwo sobie poradzić.
Otwórz oczy rozpłyń się w tym wyobrażeniu.
Teraz zamknij oczy i ponownie wyobraź sobie, że masz 5 lat. Wstajesz rano, jednak zamiast na łóżku, budzisz się na ziemi. Wstaje też twoja mama wraz z rodzeństwem. Śniadania jak nie było, tak nie ma. Trochę się jednak cieszysz, myśląc o zabawie z rodzeństwem. Gaśnie to w momencie, w którym uświadamiasz sobie, że chyba jednak musisz dorosnąć, bo nikt nie zapewnia ci podstawowych potrzeb. Biegniesz, nie do końca pełen energii, może pełen nadziei – do miasta. Tam zamiast miny groźnego pirata przybierasz minę błagającego dziecka – tego wymaga od ciebie ulica. W twojej dłoni nie ma miejsca na niewidzialny miecz, musisz go puścić i otworzyć swoją dłoń w charakterystyczny dla ulicy sposób, bo przecież tego od ciebie wymaga. Nie wykrzykujesz głośnego „arr”, bo ulica ma swój własny zestaw słów – „please”, „give”, „money”, „me”, „food”. Jedno się jednak zgadza – zaczynasz walczyć o wszystko, o co tylko można: o wodę, o jedzenie, o pieniądze, a przede wszystkim o szacunek. Z daleka pachnie jedzeniem – jednak tylko i wyłącznie z knajpy. Masz dziś szczęście, bo jeden z przechodniów wrzucił ci 5 birrów (50 gr). Uśmiechasz się, dziękujesz. Czujesz dumę, radość. Idziesz kupić bułkę. Zjadasz ją potajemnie, żeby tylko nikt ci jej nie zabrał. Fruniesz dalej w świat – nie zabawy, ale już pracy. Możliwe, że zahaczysz czasami o ten drugi – wyobraźni. Jednak szybko z niego wychodzisz, bo jeżeli za długo tam będziesz, to stracisz cenny czas – rada od ulicy. Niestety dziś już nic więcej nie dostajesz. Bywa i tak. Zaczyna się ściemniać – czas do domu. Jednak ten jest za daleko od miasta, bo aż pół dnia drogi. Nie masz wyjścia – spędzasz swoją pierwszą noc na ulicy. Nie czujesz bezpieczeństwa – czujesz strach, który będzie ci towarzyszył całą noc. Nie pozostaje ci nic innego jak stłumić go. Udając twardziela, w końcu znajdujesz jakieś krzaki, które wydają się w miarę przytulne. Zamiast prysznica zimna trawa smaga twoje ciało rosą. Z zasłoniętą miną przerażenia starasz się zasnąć. Jednak nie jest to takie łatwe – nie słyszysz bajki, lecz jedynie odgłosy ulicy. Są przerażające – zaczynasz się czuć co raz mniej bezpiecznie. Myślisz o tym, czy twój jutrzejszy zarobek będzie większy niż ten z dziś. Wiadomo, nie zawsze jest tak kolorowo. W pewnym momencie spotykasz innych chłopców, a ulica pochłania cię w całości wraz z twoim dzieciństwem. Przeżywane emocję tłumisz, bo na ulicy nie ma na to miejsca.
Otwórz oczy, czy w tym wyobrażeniu też chcesz się rozpływać?
Tak właśnie żyje spora część dzieci z Etiopii. Los zmusza ich do wyjścia na ulicę, zabierając im przy tym to, co mają najcenniejsze – ich dzieciństwo. Niektórzy już w wieku 5 lat muszą poradzić sobie z najgorszymi zmorami dorosłego świata. Do tego większość ich podstawowych potrzeb nie jest spełniona.
Po raz ostatni wyobraź sobie tego pięciolatka, który wchodzi na teren ośrodka fundacji dzieci ulicy Barkot z ogromnym uśmiechem na twarzy, trzymając w ręce wyniki z egzaminów przedszkolnych. Biega po całym obiekcie, wciskając je z dumą każdemu pracownikowi. Nie czuje głodu, czuje bezpieczeństwo. Jest bardzo dumny, bo wie, że osiągnął pewien sukces. Z tą radości wybiega na trawę z innymi chłopcami, grając w „gałę” do końca dnia.
Będąc w Etiopii przekonałam się, że każdy z nas ma swoją drogę do pomocy drugiemu człowiekowi. Nie trzeba od razu wyjeżdżać do Afryki. Możesz dokonać odważnego i pięknego czynu „adopcji na odległość” (więcej informacji: https://barkot.pl/adopcja-z-ulicy/), która w naszej wyobraźni zostawi nam ostatni obraz pięciolatka. Serdecznie zachęcam również wpłacania środków na zrzutki Fundacji Barkot (https://zrzutka.pl/profil/fundacja-dzieci-etiopii-barkot-795866) oraz do modlitwy za wszystkich chłopców, ich rodziny oraz pracowników ośrodka. Magda i jej współpracownicy naprawdę robią dobrą robotę, dlatego zachęcam do wspierania! Sama zaadoptowałam jednego z nich, a nawet udało mi się go poznać – coś pięknego. Nigdy tej decyzji nie żałowałam i myślę, że nie pożałuję.
„Ty możesz robić to, czego ja nie potrafię. Ja mogę robić to, co się tobie nie udaje. Wspólnie możemy dla Pana Boga dokonać czegoś zupełnie wspaniałego” (św. Matka Teresa z Kalkuty).